myślałeś o tym jak bardzo efektywnie tracisz swój wolny czas?

Czas dobrze zaplanowany lub spędzony z ludźmi, których lubimy mija dużo szybciej. To samo się dzieje, gdy oddajemy siebie we władanie jakiś innych, zewnętrznych czynników. Czas mija, a my się budzimy na koniec tygodnia z poczuciem dobrze wykorzystanego lub zmarnowanego wolnego czasu.

czas

I właśnie to poczucie może nam zbudować nastrój na kolejny tydzień. A – mam takie dziwne poczucie – czym jesteśmy starsi, tym czas szybciej płynie. Rodzina, praca, obowiązki domowe, spotkania, hobby, telewizja, sport – doba niestety nie jest rozciągliwa, a spać kiedyś trzeba.

Przedstawię Ci teraz kilka tricków co zrobić, żeby ograniczyć ilość marnowanego czasu.

Powiadomienia w telefonie – naprawdę wszystkie są ważne?

Do niedawna nie widziałem problemu w tym, że regularnie spoglądałem na telefon. Gdy już na niego spojrzałem, to przy okazji „zerkałem” na pocztę, facebooka, twittera i wiele innych „bardzo potrzebnych” programów. Zwykle coś przeczytałem, przeskanowałem treści wrzucane przez znajome osoby i czasem zdawałem sobie sprawę, że minęło 15-20 minut.

Niby niewiele, jednak jeśli policzyłem w skali całego dnia, to bywało że 3-4 takie sesje zjadały mi 1-2h na dobę. A to już nie jest chwila, tylko całkiem spory kawałek czasu, który przed i po pracy miałem do dyspozycji.

Jak sobie poradziłem z tym rozpraszaczem? Zrobiłem dwie rzeczy – jedną bardzo świadomą, druga wyszła trochę przy okazji.

Pierwsza – bezbłędnie prosta – powyłączałem możliwie sporo powiadomień w telefonie. Nie muszę wiedzieć, że co chwilę ktoś coś ważnego napisał na FB, że właśnie dostałem „najbardziej na świecie pilnego” maila, że przyszedł sms z kolejną reklamą. Tam, gdzie nie za bardzo dało się ograniczyć powiadomienia, to zmniejszyłem częstotliwość odświeżania aktualności. Na początku był efekt odstawienia, niemniej minął i radykalnie mniej zerkam „przy okazji” na wszystkie „ważne” rzeczy w telefonie.

Druga – przypadkowa – kupiłem sobie Pebble. Zegarek, który łączy się po BT z telefonem i przekazuje powiadomienia, etc. Oprócz tego jest po prostu zegarkiem. Teraz te powiadomienia, które przychodzą widzę na zegarku i na bieżąco decyduję czy wymagają wyjęcia telefonu z kieszeni. Okazuje się, że wśród powiadomień z punktu pierwszego jest też spora grupa tych, które są i tak bzdurne i spokojnie można je zignorować. Zerkam na zegarek, anuluję i zapominam.

Jazda samochodem vs jazda komunikacją miejską.

Tutaj sprawa nie jest taka oczywista, bo nie zawsze jest alternatywa. Niemniej po sobie widzę, że czasem z lenistwa (dojście kilkaset metrów do metra to faktycznie za duży wysiłek) jadę samochodem do pracy. Podróż zajmuje mi tyle samo czasu, jest droższa i wymaga skupienia. Nie bez znaczenia jest też stres – stanie w korkach wcale nie jest najprzyjemniejszą rozrywką.

Jeśli samochodem musisz jeździć, to zastanów się czy nie możesz go gdzieś zostawiać po drodze i przesiadać się na komunikację. Odpoczniesz, twój portfel odpocznie, a przy okazji nadrobisz zaległości w lekturach.

Oglądanie telewizji, hurtowe oglądanie seriali, granie.

W zasadzie telewizor jest chyba jednym z największych zjadaczy czasu. Podobnie jak internet. Zawsze dzieje się tam coś super ważnego, co musimy zobaczyć. A już jak zaczniemy patrzeć, to ciężko przestać.

O ile osoba dorosła zwykle posiada odrobinę silnej woli, o tyle u dzieci można zauważyć magnetyzm tego mechanizmu. Wystarczy włączyć bajkę dziecku i popatrzeć jak odpływa. Przestaje reagować na bodźce zewnętrzne, oczy 100% wpatrzone w ekran plus stan lekko przypominający hipnozę. Nie, dziękuję.

I niezależnie czy włączymy jakikolwiek rozsądnie wciągający program, całą serię ulubionego serialu („aaa, jeszcze jeden odcineczek”) czy też najnowszą, 125 część ulubionej gry – oddajemy bezwzględnie swój czas czynnikom zewnętrznym. A może warto spróbować z oglądaniem filmów w domu, jak z oglądaniem filmów w kinie? Zamiast zostawiać pieniądze w kasie kina włóżmy je do skarbonki i płaćmy sami sobie za oglądanie filmów. Efekt będzie dla Ciebie porażający. Albo szybko uzbierasz w skarbonce sporą sumę, albo docenisz ile tak naprawdę Cię to kosztuje.

Planowanie i konsekwencje braku planowania.

Lubię planować, a co za tym idzie wiedzieć co jeszcze mam do zrobienia, a co już udało mi się wykonać. Bardzo dobrym przykładem są tutaj spożywcze zakupy internetowe. Poprzez aplikację Listonic robię listę zakupową, następnie wybieram ulubiony market internetowy i dokładnie pozycja po pozycji kupuję produkty. Czemu takie rozwiązanie jest lepsze? Bo wrzucam do koszyka dokładnie to, co zaplanowałem. Trzymam się listy i kupuję wg niej, a nie wg tego co widzę. Nie marnuję czasu, a przy okazji oszczędzam pieniądze na produktach, które „przy okazji” wylądowałyby w realnym koszyku, gdybym spacerował po markecie.

Innym przykładem jest planowanie podróży. Szczególnie, gdy chcę jechać gdzieś na weekend, a jak dobrze wiadomo – wydostać się z Warszawy w piątek wieczorem to nie jest taka prosta rzecz. Dlatego bardzo przydaje się zorganizowanie się do wyjazdu wcześniej. Jeśli potrzebuję, to już 1-2 dni przed wyjazdem jadę na stację benzynową i szykuję samochód. Tankuję, uzupełniam płyny, sprawdzam ciśnienie w oponach, etc. A to realny zysk czasu podczas samej podróży. Następnie określam 2-3 trasy wyjazdowe, o ile jest taka możliwość. Dla przykładu w kierunku na Śląsk można wydostać się ze stolicy w 3 kierunkach – przez okolice Piaseczna jadąc Puławską, przez Janki jadąc Aleją Krakowską lub przez węzeł Wiskitki jadąc autostradą A2. Kolejnym krokiem jest wybranie godziny wyjazdu. Nie raz przekonałem się, że wyjazd godzinę-dwie później przyczynia się tylko do 20-30 minutowego opóźnienia w dotarciu do celu. Zwykle szczyt wyjazdowy wypada na godziny 18-19. Można albo jechać tą falą i jechać wolniej, albo wyjechać po/przed tą falą i dotrzeć do celu szybciej. Finalnie pozostaje tylko uwzględnienie ewentualnych postojów na odpoczynek po drodze i można jechać.

Czym więcej mam na głowie, tym lepiej optymalizuję czas.

To w zasadzie oczywistość, ale jasna tylko dla osób, które faktycznie mają dużą lub bardzo dużą ilość zadań do wykonania. Okazuje się, że w sytuacjach, w których mam dużo różnych tematów zaplanowanych w dość krótkim przedziale czasowym, to te zadania jakby same się organizują. Natłok zadań powoduje automatyczne ich szeregowanie – ważne, żeby złapać tylko poczucie, że szeregują się zgodnie z ważnością czy też zbliżającym się terminem zakończenia. Jeśli nie miałeś okazji przetestować tego sposobu, to serdecznie zachęcam – zaplanuj sobie więcej niż zwykle, a przekonasz się sam/-a czy było warto.

A Ty masz jakieś sposoby na swoje sposoby na niemarnowanie czasu?

haszuj, szeruj, dziel się: