W sumie to nigdy nie zastanawiałem się dlaczego moim ulubionym dniem jest właśnie poniedziałek. Myślę, że zasadnicze znaczenie przy tym wyborze miała przekora w stosunku do otoczenia. Masy ludzi piszczą z zachwytu nad zbliżającym się weekendem. Trochę mi ich żal. Tak jakby żyli tylko dla weekendów, a kilka dni pracy były dla nich czasem, który trzeba znieść.
Nadchodzi weekend
Weekend dla tych ludzi przychodzi, bawią się i upijają albo spędzają kilka godzin w markecie i kolejne kilka na sprzątaniu domu. Gdzieś od niedzielnych wczesnych godzin popołudniowych zaczynają się zamartwiać, że już jutro poniedziałek i tak w kółko, aż nadejdzie upragniony urlop.
Nadchodzi poniedziałek
Gdy już poniedziałek nadejdzie, to próbują się rozpędzić i piją kawę oraz opowiadają jaki to fajny weekend mieli jedząc obiad w „sklepie meblarskim” czy też pijąc kawę z znajomymi, którzy również rowerami na tą kawę przyjechali. W okolicy wtorku (Ci ludzie) zapominają o smutnym początku tygodnia i zaczynają pracować. W środę po prostu pracują, a w czwartek planują kolejny WSPANIAŁY weekend.
A nie lepiej polubić poniedziałek?
Umówić się na kawę właśnie w ten dzień. Niedzielę spędzić przyjemnie bez martwienia się, że weekend się kończy (on i tak się kończy i narzekania niewiele pomogą). No i, jeśli już planować weekend, to na hobby (czyli nie planować konkretnie). Nieplanowanie też jest fajne.
Dlaczego ja lubię poniedziałek?
– bo można odpocząć po weekendzie (tak, zwykle w weekend zajmuję się swoimi hobby w domu lub podróżuję – a pasja, to 100% swoich możliwości),
– bo poniedziałek jest tak samo fajny jak sobota,
– bo moja praca jest moją pasją,
– bo lubię ewangelizować ludzi – czym mniej marudów na świecie, tym lepiej,
– bo nigdy nie wiem co nowego przyniesie kolejny tydzień – a życie jest bardzo ekscytujące!